top of page
  • Zdjęcie autoraForest Design

O wsi, której nie ma - Potok.



Dziś zabieram Was w miejsce niezwykłe. To dawna wieś, której już prawie nie ma, a leży ona...w Warszawie, na ulicy Potoki.

Wieś Potok powstała w XIX wieku, w 1827 roku liczyła ona tylko dwa domy oraz 12 mieszkańców. W 1887 roku liczba mieszkańcow wzrosla do 63 osób. Potok posiadał wtedy 29 mórg ziemi (czyli około 17 ha). Około 1920 roku wieś liczyła 7 domostw, zaś w 1933 roku 10 domostw.

Główną drogą wsi była współczesna ulica Potoki, która łączyła aleję Królewską z wsią Szopy Polskie. Dopiero w 1938 roku Potok został włączony w granice Warszawy. Początkowo otoczenie, wygląda bardzo niepozornie, wita nas mocno współczesna zabudowa, idziemy dalej. Mijamy pierwszy piękny drewniany dom, z daleka majaczy stary budynek z cegły. Podchodzimy coraz bliżej...







I to jest szok. Przepiękny XIX wieczny dworek w kompletnej ruinie, zdewastowany. Patrzę z niedowierzaniem i pęka mi serce. Jak można było do tego dopuścić...podobno jeszcze 15 lat temu zamieszkiwały go trzy rodziny, a w 2015 roku na parapetach stały czerwone pelargonie... Nieco oszołomieni tym widokiem idziemy dalej. Kończy sie asfalt, a zaczyna wiejska, dziurawa, droga.






Nagle przenosimy się w inny wymiar, na polską wieś i to nie nowoczesną, taką nieco "zabitą dechami" ;) Nie ma tu kanalizacji, ani bieżącej wody, mieszkańcy mają własne ujęcie. Na podwórkach krzątają się kury, kaczki, szczekają psy, widać małe poletka uprawne i urocze przydomowe ogródki. Gdzie niegdzie stoją maszyny rolnicze, szklarenki.







Nad tą typowo wiejską zabudową, w górze królują nieco złowieszcze żurawie i ogromne blokowiska. Jesteśmy zdezorientowani. Gdzie w końcu jesteśmy, na wsi czy w stolicy? Jakim cudem to miejsce jeszcze się uchowało?


Widok przedziwny, pole uprawne, sprzęt a w tle budujące się z prędkością światła bezduszne osiedla willowe. Zgroza.

Mijamy to wszystko i idziemy drogą coraz dalej, widać ogromne dziury w nawierzchni, błoto i kałuże. Za chwilę ukaże się nam jeszcze ciekawszy widok ;)






Z daleka widzimy ogromna otwartą przestrzeń, duże skupiska wysokich drzew i gęstych krzewów.



Pompa osłonięta na zimę :) Co prawda mamy początek stycznia, ale pogoda i temperatura przypomina bardziej wiosenną aurę.





Idziemy, patrzymy przed siebie, widać tylko pola i chaszcze, jednak gdy tylko zerkniemy w lewo "atakują" nas blokowiska.







Dookoła piękne rozlegle przestrzenie, aż trudno uwierzyć, że jesteśmy zaledwie kilometr od stacji metra!









Pole puszystych nawłoci, w lato musi wyglądać bajecznie.




Ciężko było przejść tędy suchą stopą ;)








Głębokie wykopy w środku chaszczy, czyżby początek dla nowych inwestycji? :(


Wzdłuż drogi widać pozostałości po dawnych ogródkach, rosną tu nadal poziomki, truskawki, pigwowce i ogromne, stare krzaki róż. Dotykam tych roślin z żalem, przecież one wszystkie kiedyś do kogoś należały. ktoś je posadził, pielęgnował, kochał...teraz marnieją a niedługo całkiem znikną. W takich miejscach zawsze myślę o osobach, które tu dawniej żyły, w myślach oddaję im cześć.




Jest bardzo ciepło jak na styczeń, pigwowce rwą się do życia!





Na końcu drogi natykamy się na nowo powstałe osiedle. Zawracamy. Nie ma tam już nic co mogłoby nas zainteresować.









Jest pięknie i dziko, niestety to tylko kwestia czasu kiedy wkroczą tu deweloperzy i zagospodarują "odpowiednio" teren...



Pozostaości po ogromnych, starych drzewach. Kiedyś zapewne było to piękne, tętniące życiem miejsce.




Kapliczka w oknie.







Stary, piękny drewniany budynek w towarzystwie wiecznie zielonego bluszczu i krzyża.





Pozostałości po dawnych ogrodzeniach i swojskich płotkach.





Dziekuję Wam za przeczytytanie tego wpisu. Cieszę się, że odwiedziłam i w pewnym sensie uchroniłam od zapomnienia to wyjątkowe i niezwykłe miejsce. Mam nadzieję, że uda nam się wrócić tu jeszcze na wiosnę, zanim teren całkiem zostanie objęty jedną wielką budową.

bottom of page